wtorek, 29 maja 2012

Rozdział 11

- Ja ...- zająknęłam się. Myśl, Clarie, myśl.-skarciłam siebie w myślach.- Em, z jednej strony byłam lekko zdezorientowana, ale z drugie byłam na siebie wściekła. - Caesar patrzył na mnie zachęcająco, chciał żebym to ciągnęła. Cały czas miałam przed oczami zakrwawioną twarz Nate'a.- Do tej pory mam cholerne wyrzuty sumienia, że wtedy go nie uratowałam i gdyby nie tamto to zapewne on by tu siedział ... nie ja. - powiedziałam, a do oczu napłynęły mi łzy. Wymamrotałam ciche przepraszam i wstałam z miejsca z zamiarem wyjścia. Chris złapał mnie za rękę, ale wyrwałam ją i wyszłam. Znalazłam sobie ciemny, cichy kąt, w którym skuliłam się i rozpłakałam. Po moich policzkach razem ze łzami spływał czarny tusz do rzęs. Podciągnęłam kolana pod brodę i schowałamw nich twarz. Tu gdzie teraz byłam nie dochodził gwar z Kapitolu, a może to ja nie dopuszczałam do siebie żadnego dźwięku. Co chwila moim ciałem wstrząsał szloch, znów czułam, że straciłam część siebie. Miałam wrażenie, że rozpadam się na miliony kawałków. Nie wiem ile tak siedziałąm, ale sądząc po ilości wylanych łez pewnie długo. Otrząsnełam się dopiero kiedy ktoś usiadł koło mnie i przytulił. Owy ktoś ciągle powtarzał, że będzie dobrze i, że niedługo już będziemy w domu. Kiedy odważyłam się spojrzeć na swojego towarzysza ujrzałam Finnicka. W kącikach jego ust błąkał się uśmiech.
- Chodz, lepiej wróćmy do reszty, zaczęli się o ciebie martwić.- uśmiechnął się lekko. Pomógł mi wstać i doprowadzić się do ogólnego porządku.
- Finnick...- zaczęłam przygryzając lekko dolną wargę. Spojrzał na mnie wyczekująco.- Dziękuje.- szepnęłam. Kiedy dotarliśmy do reszty Stella, Marcus i Dean zaczęli zadawać mnóstwo pytań typu jak się czuje, czy wszystko w porządku i tak dalej i tak dalej. Zamknęli się dopiero kiedy byliśmy w Ośrodku Szkoleniowym. Od razu poszłam do pokoju by nie słuchać tej paplaniny. Tam stało mnóstwo pudeł. Wyszłam za drzwi i sprawdziłam numerek pokoju. Wszystko się zgadzało.
- Co tu do cholery robią te pudła?!- wrzasnęłam, a w pokoju natychmiast pojawili się Finnick, Jackson i Chris.
- To taki mały prezent.- powiedział stylista drapiąc się w tył głowy. -Żebyś o nas całkiem nie zapomniała. - uśmiechnął się wyjmując z jednego z pudeł lawendową sukienkę. Odwzajemniłam uśmiech i przeprosiłam za mój nagły wybuch. Finnick kiedy wychodził dodał, że jutro wracamy do domu. Ucieszyłam się na myśl, że wracamy. Umyłam się i przebrałam, po czym poszłam spać. Kiedy wstałam awoksi krzątali się po pokoju zabierając wszystkie pudła. Ogarnęłam się i wyszłam z pokoju wprost do jadalni. Zjadłam śniadanie,a potem wszyscy udaliśmy się do samochodu, który zawiózł nas na dworzec. Tam już czekało mnóstwo reporterów.
- Już nie dadzą ci spokoju.- powiedział Finnick tłumiąc śmiech. Nagle z tłumu wyskoczyła jakaś rozhisteryzowana psycho-fanka Finnicka i rzuciła mu się na szyję. Zaśmiałam się i wykorzystałam ogólne zamieszanie by uciec od natrętnych dziennikarzy. Wsiadłam do pociągu, a chwilę po mnie pojawił się tam Finnick. Kiedy pociąg ruszył zaszyłam się w swoim pokoju. Wychodziłam z niego tylko w porze posiłku i kiedy wszyscy już spali. Nie mogłam spać, wciąż męczyły mnie koszmary związane z Igrzyskami. Mogłam przesiedzieć całą noc na parapecie przyglądając się mknącemu krajobrazowi. Te trzy dni jazdy minęły jak z bicza strzelił. Nim się obejrzałam dojeżdzaliśmy do mojego rodzinnego dyskrytu.
                                                                    ~*~
Pociąg zatrzymał się przed peronem. Nie zwracając na nikogo uwagi wyskoczyłam z pociągu i rozejrzałam się w około. Nie było żadnych dziennikarzy. To było dziwne. Za to czekali na mnie najbliżsi. Kim bez wahania rzuciła mi się na szyję.
- Tak się stęskniłam, tak się martwiłam ...- powtarzała w kółko.
- Też się ciesz, że cię widze.- powiedziałam ze śmiechem.
- Kim, uspokój się, bo ją połamiesz.- zaśmiał się tata. Przyjaciółka od razu mnie puściła. Podeszłam do rodziców i przytuliłam się do nich. Mama  zalała się łzami.
- Tak się martwiliśmy.- szeptała przez łzy.
- Ktoś jeszcze na ciebie czekał.- powiedział z uśmiechem tata. Przede mną ujrzałam Ethana. Poczułam łzy w oczach, łzy szczęścia.
- Ethan.- szepnęłam i rzuciłam mu się w ramiona. Przytulił mnie. Tak mi tego brakowało. - Tęskniłam.- wyszeptałam.
- Ja też cholernie tęskniłem.- powiedział i przytulił mnie mocnej, zupełnie jakby miał mnie stracić. Nie chce już nigdy więcej się z nimi rozstawać... nigdy. - Chodźmy na plażę.- wymruczał mi do ucha Ethan. Uśmiechnęłam się i odsunęłam się od niego. Przez dłuższą chwilę wpartywałam się w jego brązowe tęczówki. Delikatnie dotknął mojego policzka i zbliżył się do mnie. Nasze usta złączyły się w czułym pocałunku. Czułam się przy nim taka bezpieczna, jakby świat zupełnie nie istniał, jakbyśmy byli tylko my dwoje.
- Kocham Cię, Clarie i już nigdy więcej nie chcę cię stracić.- powiedział kiedy odsunęliśmy się od siebie.
- Ja też cię kocham, Ethan.- chyba pierwszy raz byłam tak pewna swoich słów. Teraz liczył się tylko on, tylko my. Już nic nie mogło stanąć nam na przeszkodzie. W końcu mogliśmy być szczęśliwi, jak nigdy. Pociągnęłam go za rękę i udaliśmy się na plażę. Szliśmy przez zupełnie puste miasto, czyżby dzisiaj wszyscy wyginęli. Nieważne. Na plaży usiedliśmy w "naszym" miejscu pod drzewem. Oparłam głowę o jego ramię, a on położył swoją rękę na mojej.
- Clarie...
- Hmm?
- Jak to jest być na arenie?
- Dziwnie, cały czas czujesz nieopisany strach, że ktoś zajdzie cię od tyłu i zabije,a czemu pytasz?- popatrzyłam na niego zaciekawiona.
- Tak poprostu. Nadal nie wierzę, że jednak jesteś tu ze mną.- powiedział patrząc na morze.
- Do mnie też to nie do końca dociera.- zaśmiałam się pod nosem.
- Nie spodziewałem się, że dołączysz do zawodowców i będziesz zabijać. Sądziłem, że raczej gdzieś się zaszyjesz i poczekasz aż to się skończy.- powiedział zwracając swój wzrok ku moim oczom.
- Taki miałam plan, ale kiedy dostałam propozycję dołączenia do zawodowców uznałam, że to będzie lepszy sposób na przetrwanie. - wyjaśniłam. Żadne z nas już się nie odezwało, siedzieliśmy w milczeniu. Słowa nie były na potrzebne, rozumieliśmy się i bez nich. Niespodziewanie przed oczami pojawiła mi się twarz Nate'a, a potem on cały, stał przede mną.
- Clarie, uważąj na siebie, on nie zasługuje na kogoś takiego jak ty.- powiedział i spuścił głowę w dół, a potem się rozpłynął. Ethan go nie widział i nie słyszał. Siedziałam z szeroko otwartymi oczyma.
- Clarie...- Ethan potrząsnął moim ramieniem.- W porządku?- zapytał z troską.
- Tak, wszystko w porządku.- mruknęłam. Zaczęło się ściemniać.
- Chodź , odprowadzę cię.- powiedział wstając.  Ethan odprowadził mnie pod same drzwi domu.
- Do zobaczenia.- powiedizałam z uśmiechem.
- Do zobaczenia.- szepnął i cmoknął mnie w policzek.
____________________________________________________________________
No i macie ten 11 rozdział. : 3 I jak wyszło, mogło być lepiej, ale idę za radą Fenix i nie smutam bo coś nie wyszło : ] W sobotę byłam na igrzyskach, łiiiii, Caaaato < 3

3 komentarze:

  1. świetny rozdział ! :D ;*. ciekawie było szczególnie na końcu kiedy Clarie ujrzała twarz Nate'a . ma jakieś dziwne przeczucia ,że coś się złego stanie .xd czekam na kolejny xd

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. Okropna czcionka!
    2. Ja byłam tą psycho-fanką Finnika <3
    3. Supeeeer !

    OdpowiedzUsuń