niedziela, 24 czerwca 2012

Rozdział 16.



Miłość cier­pli­wa jest, łas­ka­wa jest. Miłość nie zaz­drości, nie szu­ka pok­lasku, nie uno­si się pychą; nie jest bez­wstyd­na, nie szu­ka swe­go, nie uno­si się gniewem, nie pa­mięta złego; nie cie­szy się z nies­pra­wied­li­wości, lecz współwe­seli się z prawdą.~św. Paweł z Tarsu.
Rozdział dedykowany Lizaczki33, specjalnie dla Ciebie Haymitch. :) 

Dwa miesiące minęły jak z bicza strzelił. To już dzisiaj, pomyślałam wyciągając z szafy wcześniej wybraną turkusową sukienkę na ramiączka sięgającą kolan i czarne buty na obcasie. Poszłam do łazienki by się przebrać, kiedy wróciłam zajęłam się makijażem i fryzurą, choć szczerze mówiąc nie byłam najlepsza w te klocki. Pomalowałam rzęsy czarnym tusze, po ustach przejechałam malinowym błyszczykiem, a na policzkach zostawiłam śladowe ilości brzoskwiniowego pudru. Przejrzałam się w lustrze toaletki i z uśmiechem stwierdziłam, że wyglądam całkiem znośnie. Włosy związałam w kok i zostawiłam kilka kosmyków opadających wokół twarz, grzywka jak zwykle nie dawała doprowadzić się do ładu i składu. Dopiero przy pomocy wody i tony lakieru do włosów jakoś to wyglądało. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Mama krzyknęła tylko, że otworzy i mam się nie spieszyć. Zaśmiałam się cicho i wyciągnęłam z szafki nocnej satannie zapakowane pudełeczko z naszyjnikami o kształcie dwóch połówek serc. Założyłam buty i zeszłam na dół. Kiedy już się tam znalazłam powitał mnie Scott z szerokim uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech i pożegnałam się z mamą po czym oboje wyszliśmy.
- Wyglądasz prześlicznie.- stwierdził obejmując mnie w pasie.
- Ty też wyglądasz niczego sobie.- uśmiechenęłam się. Scott ubrany był w ciemne spodnie i białą koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci. Ceremonia miała odbyć się na plaży więc przeszliśmy najkrótszą drogą  przez las koło mojego domu. Na plaży stała duża biała altanka, sprowadzona specjalnie z Kapitolu na tę okazję, Finnick chciał by wszystko było idealne. Niedaleko lasku stał duży szwedzki stół, a kawałek dalej było kilka mniejszych pięcioosobowych stolików. Kilka osób już przyszło, rozpoznałam wśród nich młodszą siostrę Annie- Veronique, była w moim wieku choć wyglądała na dużo więcej, była bardzo dojrzała jak na swój wiek, sprawiła to niespodziewana śmierć jej rodziców. Nikt nie wiedział jak to się stało, Annie zastała ich martwych, zakrwawionych leżących na podłodze w kuchni ich domku. Veronique bardzo przeżyła śmierć rodziców i przez długi czas nie mogła się z tym pogodzić. Spojrzała w naszą stronę i pomachała nam , w podskokach podeszła do nas i przywitała z szerokim uśmiechem.
- Cześć, jestem Veronique.
- Hej, jestem Clarie, a to Scott.- przywitałam się, a Scott wydukał ciche przywitanie. Widziałam jak urzeczony wpartuje się w złote loki opadające na ramiona, błękitne oczy i ładną sylwetkę Veronique. Dziewczyna stała niewzruszona chociaż Scott wbijał w nią swoje natarczywe spojrzenie. Stuknęłam go lekko w bok, a ten natychmiast oprzytomniał. Veronique z ciepłym uśmiechem zachęciła nas byśmy poszli za nią. Zatrzymała się koło białej altanki przyozdobionej najróżniejszymi kwiatami. Specjalnie wydeptana dróżka prowadząca do altanki również usiana była różami, tylko że tym razem było to jedynie białymi i krwisto-czerwonymi różami. Obok dróżki w trzech rzędach po każdej stronie stały równo poustawiane krzesełka, przyozdobione różowymi bukiecikami przyczepionymi do oparć krzesełek. Westchnęłam cicho, kiedy byłam młodsza nie raz wyobrażałam sobie swój własny ślub, siebie wystrojoną w piękną, białą suknię z welonem na głowie,mężczyznę mojego życia u mojego boku, wszystko pięknie, ładnie, wręcz idealnie, ale wiem, że tak nie będzie, nawet nie wiem czy znajdę kogoś kto chciałby związać się ze mną... tak na całe życie. Dopiero teraz zauważyłam, że Veronique zaprowadziła nas na krzesła, a sama usadowiła się tuż obok Scotta. Uśmiechnęłam się lekko do niej. Większość miejsc było już zajętych, a w altance stał duchowny, który miał poprowadzić dzisiejszą ceremonię.  Po chwili ku altanie kroczył spokojnie,ubrany w czarny garnitur, sam pan młody- Finnick Odair. Spojrzałam w stronę Veronique, ale ta gdzieś zniknęła. Wszyscy niecierpliwie czekali na przybycie Annie, mimowolnie spojrzałam na Finnicka, aż biło od niego zdenerwowanie. Mogłam się założyć, że wolałby mieć to już za sobą. Nim zdążyłam pomyśleć o czymkolwiek innym Annie podążała w stronę altanki z szerokim uśmiechem na ustach, chyba w porównaniu do Finnicka nie była wogóle zdenerwowana, za panną młodą dumnie kroczyła jej młodsza siostra w czerwonej sukni do kolan z głębokim dekoltem. Annie miała na sobie perliście białą suknię do ziemii, góra składała się z gorsetu ciasno zawiązanego w pasie i  aksamitnej spódnicy delikatnie muskającej ciało panny młodej. Brązowe włosy luźno opadały jej na ramiona. Ceremonia rozpoczęła się od standardowego " Zebraliśmy się tutaj by połączyć tych dwoje węzłem małżeńskim..."
                                                         ***
- Ja, Annie Cresta biorę ciebie Finnicka Odaria za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską,  oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.- Annie powtórzyła słowa duchownego na jednym wydechu. Finnick westchnął i zaczął powtarzać.
- Ja, Finnick Odair biorę ciebie, Annie Crestę za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.
- Dobrze, oficjalnie jesteście mężem i żoną, możesz pocałować pannę młoda.- te ostatnie słowa duchowny zwrócił do Finnicka, który od razu porwał w ramiona Annie i namiętnie pocałował.
                                                     ***
- Gorzko, gorzko, gorzko!- krzyczeli zebrani goście, a Finnick i Annie już po raz kolejny całowali się. Zaśmiałam się cicho siedząc z boku i obserwując to wszystko. Scott bawił się razem ze wszystkimi, a raczej z Veronique. Jakoś nie przeszkadzało mi to specjalnie, przecież nie byliśmy parą, mógł sobie bawić się z kim chciał. Niespodziewanie podszedł do mnie Chris- mój były stylista, choć już niedługo znów miał się nim stać, gdyż za miesiąc wyruszam w Turnee Zwycięzców.
- Cześć, Clarie.- przywitał się z szerokim uśmiechem.
- Cześć.- odwzajemniłam uśmiech.
- Czemu nie bawisz sie z innymi?
- Jakoś nie mam ochoty, a ty?
- Nie kręcą mnie takie zabawy.
Kiwnęłam głową i znów zaczęłąm wodzić wzrokiem po zebranych, większości z tych osób wogóle nie znałam. Wsród tłumu gości rozpoznałam mentora z Dwunastego Dyskrytu- Haymitcha Abernathy. Był jak zwykle pijany i zataczał się wśród gości śpiewając na cały głos jakieś weselne przyśpiewki. Uśmiechnęłam się lekko słysząc slawy śmiechu na widok Haymitcha. Chwilę później kiedy większość gości przysiadła przy stołach by coś zjeść. Obok mnie natychmiast pojawił się Scott i usiadł na krześle zajętym dla niego. Obok nas zasiedli Stella, Marcus i Dean, po Chrisie nie było śladu. Westchnęłam podeszłam do dużego stołu i nałożyłam sobie na talerz kawałek kurczaka po czym wróciłam do stolika. Kiedy prawie wszyscy zjedli to co mieli na talerzach rozbrzmiała powolna, nastrojowa muzyka. Na parkiecie od razu znaleźli się Finnick i Annie, a w ich ślady poszło kilka innych par w tym Dean i Stella. Po chwili Scott wstał z miejsca, byłam święcie przekonana, że pójdzie do Veronique, ale się pomyliłam.
- Zatańczysz?- zawrócił się do mnie wyciągając ku mnie dłoń. Niepewnie kiwnęłam głową, musze przyznać, że nie jestem najlepsza w tańczeniu. Stanęliśmy na parkiecie, Scott położył swoje ręce na moje biodra, a ja zarzuciłam mu ręce na szyje. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, wtuliłam się w jego klatkę piersiową wdychając zapach tanich perfum, tak , to bylo pewne, Scott działał na mnie jak nikt na świecie. Miałam nadzieję, że ta chwila nigdy się nie skończy, chciałam by to trwało wiecznie.  Jednak muzyka ucichła, a na jej miejsce wstąpiła inna, żywsza.
- Odbijany!- ryknął na cały głos Haymitch wyrywając się z objęć jakiejś staruszki. Scott nie puszczał mnie, wciąż trwał w jednej pozycji.Podążyłam za jego wzrokiem wbitym w jeden punkt i moim oczom znów ukazała się Vera w całej swej okazałości tańcząca z jakimś mężczyzną. Wyrwałam swoje ręce z jego uścisku i popchnęłam go lekko w stronę blondynki.
- No idź, dam sobie radę.- powiedziałam uśmiechając się pokrzepiająco. Scott uśmiechną się szeroko i dumnym krokiem odszedł w stronę Veronique. Już miałam odejść kiedy ktoś niespodziewanie porwał mnie do jakiegoś dzikiego tańca. Zaśmiałam się głośno widząc mocno pijanego Haymitcha, a za nim wciąż podążała staruszka wymachując swoją laską. Po chwili stary pijak z Dwunastki mnie puścił i uciekał dalej przed tą dziwną staruszką. Ponownie się zaśmiałam i wróciłam do stolika. Usiadłam na krześle i natychmiast obok mnie pojawiła się szeroko uśmiechnięta Annie.
- Cześć, Clarie- przywitała się radośnie.
- Heej.- przywitałam się z mniejszym entuzjazmem. - Ym, Annie mogę cię o coś zapytać?
- Jasne. - powiedziała wciąż z szerokim uśmiechem.
- Czy...- zająknęłam się.- Czy po tym jak zginą twój kolega, z którym byłaś na arenie widziałaś jego "ducha" i czy łaził za tobą?- wydusiłam z siebie na jednym wydechu. Uśmiech Annie od razu zniknął, a na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie.
- Tak ... Evan ciągle mnie prześladował, dopóki...- zrobiła krótką pauzę- dopóki nie poznałam Finnicka i nie uznałam go za mężczyznę swojego życia. Evan do tej pory pojawia się, ale tylko wtedy kiedy go bardzo potrzebuję, jest moim przyjacielem, któremu mogę powiedzieć dosłownie wszystko.- wyjaśniła spokojnym głosem po czym zawiesiła wzrok na Finnicku i uśmiechnęła się delikatnie. Wbiłam wzrok w czubki moich butów, czyli Nate będzie ze mną przez całe życie ... Może to dobrze ... Moje rozmyślanie przerwał krzyk staruszki. Krzyczała na Haymitcha, a ten uciekał i uciekał co chwila potykając się o własne nogi. Zaśmiałam się pod nosem.
- Claarie. co ta siedzisz, chodź zatańczymy.- podszedł do mnie lekko pijany Finnick. Uśmiechnęłam się i dałam się prowadzić na parkiet.
                                                              ***
Finnick i Annie siedzieli na krzesełkach obok siebie, oboje mieli zawiązane oczy.Wszystkie panny, rozwódki wdowy nerwowo przepychały się za parą młodą chcą złapać welon. Siedziałam kawałek dalej oddalona od tego całego szumu. W końcu Annie odrzuciła rękę do tyłu, a w powietrzu zaszybował biały welon, który natychmiast został złapany przez ... Veronique. Rozradowana podbiegła do mnie.
- Clarie...- przerwałam jej ruchem ręki.
- Jasne.- odpowiedziałam siląc się na radosny ton. Veronique przykucnęła lekko i podała mi welon, był bardzo przyjemny w dotyku i delikatnie łaskotał wnętrze mojej dłoni. Dzięki białym spinkom bezproblemowo przypięłam welon do idealnie ułożonych włosów Very. Mimo, że było już dobrze po drugiej w nocy,a ona bawiła się na całego jej fryzura pozostała nienaruszona. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej kiedy wpięłam ostatnią spinkę. W tym samym czasie muchę Finnicka złapał nie kto inny jak Scott.
- Tak wprost musiało być.- mruknęłam ironicznie. Widocznie Veronique i Scott są sobie przeznaczeni.
                                                          ***
Było dobrze po czwartej w nocy.większość gości zaczęła się rozchodzić. Ja też postanowiłam wrócić do domu. Veronique i Scott świetnie bawili się w swoim towarzystwie, ale mi to ani trochę nie przeszkadzał, ze Scottem po prostu się przyjaźnię. Powolnym krokiem wracałam przez las, zapragnęłam teraz tylko położyć się w miękkim, ciepłym łóżku i zasnąć. Wypity alkohol przyjemnie szumiał mi w głowie dając dziwne uczucie otępienia. Czułam jak myśli przelatywały przez moją głowę. Do domu doszłam bez większych problemów. Od razu ściągnęłam buty i chwiejnym krokiem weszłam po schodach. Udało mi się trafić do pokoju, a tam bez zdejmowania ubrań rzuciłam się na łóżko i natychmiast zasnęłam.
_______________________________________________________
Więc mamy kolejny rozdział : 3 tym samym coraz bardziej zbliżamy się do końca bloga ... taak, dobrze przeczytaliście , blog będzie miał około dwudziestu rozdziałów, nie więcej. A tak w między czasie zamierzam pisać kolejny fanfick o GF, zainspirował mnie do tego konkurs na GFC. narazie zapraszam na krótkie wprowadzenie http://druzyna-marzen.blogspot.com/ ^^

4 komentarze:

  1. świetnie !;* bardzo dokładnie opisałaś całą ceremonię ślubną widać ,że bardzo do tego się przyłożyłaś . ciekawe czy między Scott'em a Veronique coś więcej bedzie niż tylko zwykła znajomość . xd szkoda,że już nie długo zamierzasz kończyć tego bloga :D czekam na kolejny rozdział .xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :D Wzruszyłam się, wiesz? "...i, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci", łehehehehhe :*. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za dedykację <3
    Świetny rozdział, dokładne opisy. Naprawdę super...
    A będziesz pisała jeszcze jakiegoś FF o IŚ ?
    Pozdrawiam ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, a co do kolejnego ff, to może, ale to póóóoźniej, bo jak narazie mam miliony innych pomysłów na inne ff : D

      Usuń