środa, 27 czerwca 2012

Rozdział 17.

...żad­na wiel­ka miłość nie umiera do końca. Możemy do niej strze­lać z pis­to­letu lub za­mykać w naj­ciem­niej­szych za­kamar­kach naszych serc, ale ona jest spryt­niej­sza - wie, jak przeżyć. Pot­ra­fi zna­leźć so­bie drogę do wol­ności i zas­koczyć nas, po­jawiając się, kiedy jes­teśmy już cho­ler­nie pew­ni, że umarła, al­bo, że przy­naj­mniej leży bez­pie­cznie scho­wana pod ster­ta­mi in­nych spraw... 
Dla Sinedd212, mojej wiernej czytelniczki i Meldii, gdyby nie ona ten pomysł by nie powstał : D

Miesiąc ... minęło niczym dwa dni. Scott i Veronique są teraz szczęśliwą parą,a  ja znów zostałam sama ... chociaż nie, miałam Nate'a. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i czekałam już tylko na przybycie Finnicka, zaczyna się trasa wokół Panem, turnee zwycięzców. Po dziesięciu minutach zjawił się mentor i razem pojechaliśmy samochodem na dworzec kolejowy. Nie obeszło się bez natrętnych dziennikarzy, ale jakoś udało nam się dostać do pociągu bez większych problemów. Wsiedliśmy i od razu znaleźliśmy się w wagonie jadalnym. Przeszłam przez owy wagon i poszłam zostawić swoje rzeczy w pokoju. Znów te same ściany, te same meble, te same okna i te same widoki, tylko tym razem nie jadę  na śmierć, ale tak się czuję. Nagle drzwi pokoju się otworzyły i staną w nich mój były mentor.Usiadłam na łóżku i ruchem ręki wskazałam by  usiadł obok mnie.
- Clarie, muszę ci coś powiedzieć, tylko obiecaj, że zachowasz spokój, nie popadniesz w histerię czy coś w tym stylu.- zaczął, kiwnęłam głową i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.- Kiedy byłem w Kapitolu by załatwić wszystko  co związane ze ślubem i takie tam podsłuchałem rozmowę prezydenta Snowa i jednego ze strażników Pokoju...- zrobił pauzę, czekałam w spokoju.- Rozmawiali o Tobie i o każe jaka cię spotka za wygranie Igrzysk, wiesz o co chodzi, prawda?- spojrzała na mnie , a ja tylko kiwnęłam głową.- Nie wiedzieć czemu Snow i reszta zaplanowali sobie, że to właśnie ty wygrasz, a twoją kara będzie Nate... Oni go tam mają, trzymają go w uwięzi jak jakieś zwierze. On żyje, ale czy ma się dobrze nie jestem pewien. - zakończył wpatrując się na widok za oknem.
- C..co, to nie możliwe! Jeśli chciałeś mnie jeszcze bardziej dobić wystarczyło użyć noża.- warknęłam, starając się utrzymać obojętny ton. Zacisnęłam palce na idealnie białej pościeli, ostatkami sił powstrzymywałam cisnące się do oczu łzy.
- Clarie, przepraszam , ale on naprawdę tam był . On czeka na nas, ja to wiem.- stwierdził. Pokiwałam głową.
- Jak my się tam dostaniemy?! Jak mamy go uratować?! - zapytałam przygryzając dolną wargę.
- Coś się wymyśli...- mruknął bez przekonania Finnick.
- Super.- mruknęłam z przekąsem.- Możesz zostawić mnie teraz samą?- Finnick w odpowiedzi wstał i wyszedł bez słowa. "Nate żyje"- te słowa huczały mi w głowie przez cały czas. Położyłam się na łóżku, a po policzkach zaczęły mi cieknąć słone łzy. Tępym wzrokiem wpatrywałam się w śnieżnobiały sufit. Od tamtej rozmowy Nate nie pojawił się już obok mnie. W każdym z dyskrytów powtarzał wciąż jedną i tą samą formułkę napisaną przez Kapitol specjalnie na tę okazję, tylko w Jedynce i Dwójce dodałam coś od siebie. W Czwórce po naszym powrocie urządzono wielkie przyjęcie, na którym ja sama się nie zjawiłam. W myślach miałam wciąż Nate'a. Jak bardzo długa mantra w głowie huczały tylko jedne słowa : Nate żyje. Przy najbliższych starałam się ukrywać targające mną emocje. Któregoś z tych bezdusznych dni d mojego pokoju wszedł Finnick.
- Clarie, jak się czujesz?- zapytał na wstępie.
- Okropnie.- szepnęłam ledwo słyszalnym głosem.Finnick usiadł na skraju łóżka i pogładził nie po plecach.
- Mam plan jak wydostać Nate spod jarzma prezydenta Snowa. - oznajmił, a ja natychmiast sie ożywiłam.Podniosłam się do pozycji siedzącej i popatrzyłam na niego wyczekująco. - Pomoże nam w tym mój dobry znajomy Haymitch Abernathy. Załatwi on poduszkowiec, którym dostaniemy się do Kapitolu, później odbijemy Nate'a i wracamy do domu, proste?- uśmiechną się delikatnie.
- Jak masz zamiar odbić Nate'a , tam pewnie będzie aż roiło się od strażników?- zapytałam z coraz to większym zaciekawieniem.
- Miałem w planach zadźgać wszystkich strażników trójzębem, no chyba, że masz lepszy pomysł?
- Nie, ten jest całkiem w porządku. A kiedy zamierzasz przeprowadzić tę "misję"?
- Dowiedzieliśmy się, że za równy tydzień Snowa nie będzie w Kapitolu, więc to jedyna szansa.
Pokiwałam głowa ze zrozumieniem, a Finnick wyszedł. Znów zostałam sama...
                                                               ***
Dni ciągnęły się niemiłosiernie, minuty zdawały się być godzinami, godziny dniami,a dni całymi miesiącami. Z dnia na dzień byłam coraz bardziej zdenerwowana. W końcu nadszedł dzień, na który czekałam. Poduszkowiec wylądował na plaży w miejscu gdzie nikt nie przychodził, za sterami spotkaliśmy nikogo innego jak Haymitcha, w dodatku nie obeszło się bez butelki whiskey w jego dłoni. Jak się okazało Haymitchowi udało się zwerbować kilku Strażników Pokoju z Dwunastki do pomocy.Na drżących nogach udało mi się dojść do jednego z foteli ustawionych dookoła niewielkiego stolika, na którym leżała mapa przedstawiająca rezydencję prezydenta Snowa. Finnick, Haymitch i reszta bez zbędnych komentarzy zajęli pozostałe miejsca. 
- Więc jaki mamy plan?- zapytał jeden ze strazników wyraźnie się niecierpliwiąc. 
- To jest wejście główne.-oznajmił Finnick wskazując na jakiś punkt na mapie.- My wejdziemy tylnymi drzwiami- przejechał palcem na drugą stronę mapy- Wejdziemy, jeśli będzie trzeba użyjemy broni, pomożemy Clarie dostać się do piwnic gdzie prawdopodobnie jest Nate. Clarie...- zwrócił się do mnie .- Kiedy będziesz już w piwicy znajdziesz Nate'a, masz na to piętnaście minut, później wkraczamy tam ja i jeden ze strażników i zabieramy was na poduszkowec, muisz się spieszyć, jasne?- powiedział Finnick rzeczowym tonem, wszyscy pokiwali głowami. Po chwili każdy bez wyjątku wstał, podążyłam ich śladami. Mieliśmy pełen ekwipunek broni, dostałam zapas noży i nie duży sztylet, mój były mentor dobrze wiedział, że mi lepiej nie dawać broni planej. Starałam się zachować spokój, choć w tej sytuacji w każdej chwili mogłam wybuchnąć niepohamowanym płaczem, a co jeśli będzie już za późno?! Po półgodzinnym locie Wylądowaliśmy na jakimś pustkowiuniedaleko domu prezydenta. Udało nam się dojść do tylnych drzwi niezaóważonym, ale dalej było tylko trudniej. Napotkaliśmy strażników, których momentalnie pozbył się sam Finnick, odnaleźliśmy najkrótszą drogę do piwnic prowadzącą prze kuchnię, co i raz natykaliśmy się na strażników, ale szybko się ich pozbywaliśmy. Przy wejśćiu do piwnicy stał jeden strażnik, Haymitch chwiejnym krokiem podszedł do niego, a ten przyją pozycję obronną z bronią skierowaną w klatkę piersiową mentora z dwunastki. Haymitch nie wahała się ani chwili i z impetem zdzielił strażnika butelką whiskey po głowie.
- A to było takie dobre whiskey.- mruczał pod nosem. Finnick natychmiast kazał mi iść do piwnicy. Pokiwałam głową i pędem ruszyłam na dół. Kiedy minęłam wszyskie schody natknęłam się na rozwidlenie dróg i dwóch strażników, zaczęli strzelać, panicznie się przestraszyłam i odruchowo uchyliłam, a ci postrzelili siebie nawzajem. Odetchnęłam z lgą i zdecydowałam się pobiec w prawo. Było tutaj mnóstwo drzwi, otwierałam jedne po drugich jednak nigdzie nie było Nate'a. Zdysznaa dotarłam do drzwi znajdujących się na końcu korytarza i otworzyłam je. To co zobaczyłam wstrząsnęło mnie. Tam był Nate! Wokół niego było pełno krwi, oddech miał płytki, ręce cale poranione i zakrwawione. Wiedziałam, że straciłam już dużo czasu, ale mimowolnie upadłam na kolana szepcząc jego imię. Czułam jak krew odpływa mi z twarzy, ręce zaczęły się trząść, ogólnie cała się trzęsłam. Nate z wysiłkiem uniósł głowę. W jego błękitnych oczach zdołałam ujrzeć iskierkę nadzieji.
- Clarie ...- powiedział słabym, ledwo słyszalnym głosem.- Wiedziałem, że wrócisz...- szpenął, a przez jeo twarz przebiegł cień uśmiechu. Nalge wyczułam czyjąć obecność za swoimi plecami, wzdrygnęłam się i dobyłam noża. Machinalnie odwróciłąm głowę i ujrzałam jednego z prezydenckich strażników. Moja reakcja była natychmiastowa, podniosłam się z klęczek i zamachnęłam się podcinając mu tym samym gardło. Z jego ust wyrwał się zduszony krzyk,a potem padł jak długi na ziemię dławiąc się własną krwią. Spojrzałąm an zegarek na mojej ręce, mamy zaledwie trzydzieści sekund. Pomogłam Nate'owi wstać i opierając się o mnie ruszył w drogę do domu. Po chwili ze schodów zbiegł Finnick i jeden ze strażników pokoju. Nasz były mentor wziął Nate'a na plecy i pobiegliśmy na górę. Przy wyjściu z budynku czekał już poduszkowiec. Wbiegliśmy na pokład, a prezydenccy strażnicy zaczęli do nas strzelać. Jednak mimo szczerych chęci losu co do naszej śmierci, ponownie udało nam się przed nią umknąć, a co więcej Haymitch sprowadził lekarza. Muszę pamiętać, żeby mu koniecznie podziękować, upomniałam siebie w myślach. Lekarz natychmiast zajął się Nate'a, a ja nie śmiałąm odstąpić go nawet na krok. Usiadłam na zimnej podłodze plecami opierając się o fotel.Wzrok miałam wbity dzieś w przestrzeń. Teraz kiedy Nate był tak blisko byłam sto razy spokojniejsza. Nim się obejrzałam byliśmy już w naszym rodzinnym dyskrycie. Teraz Nate wyglądał nieco lepiej i mógł sam ustać na nogach, ale wciąż był słaby. Pomogłam mu wyjść z poduszkowca. Niespodziewanie nad naszymi głowami przeleciał poduszkowec, zatrzymał się w centrum dyskrytu tuż obok Pałacu Sprawiedliwości. Szybko udaliśmy się na plac gdzie wylądował poduszkowiec. Kiedy tylko się tam pojwailiśmyz poduszkowca wysiadł sam prezydent Coralius Snow klaszcząc dłonie.
- Brawo.- zaśmiał się.- Udało wam się odbić go.- powiedział wskazując na Nate'a, ja tylko złapałam go za rękę.- Ale chyba nie sądzicie, że ujdzie wam to na sucho, co ?- zapytał z kpiącym uśmieszkiem.- Pozbyć się ich.- mrukną prezydent niedbale machając dłonią. Kiedy wszedł do poduszkowca rozpoczęła się żeź. Strażnicy prezydenta zaczęli strzelać na oślep. Finnick i reszta też strzelali. Jeden ze strażników prezydenta chciał podbiec do Nate'a, ale zasłoniłąm go swoim ciałem i rzuciałm w przeciwnika nożem. 
- Clarie, zabierz stąd Nate'a.- krzyknął Finnick zabijając kolejnego przeciwnika.Złapałam Nate'a za rękę i pociagnęłam Nate'a za sobą. Kiedy znaleźliśmy się na plaży zwolniłam tempo. 
- Clarie...- Nate zatrzymał się wyrywając swoją rękę z mojego uścisku.- Czemu to robisz? Czemu mnie ratujesz ... chronisz?
- Ty też mnie ochroniłeś wtedy na arenie...- powiedziałam cicho. - A poza tym po tym wszystkim, kiedy myślałam, że straciłam cię już na zawsze, zrozumiałam jak ja cię cholernie kocham...- zakończyłam, a po moim policczku spłynęła samotna łza. Nate podszedł do mnie o i otarł łze po czym przytulił mnie. Kiedy się od siebie odsunęliśmy ruszyliśmy w dalszą drogę do jaskini znajdującej się na skraju dyskrytu. 
___________________________________________________________________
jejciu, nie spodziewałam się , że napisze ten rozdzial tak szybko, ale to dzięki kochanej Melodii bo mi dała jakże zacny pomysł na owy rozdział, wybaczcie jego długość, ale chyba ilość akcji wynagradza to ... Czekam na wasze opinie

3 komentarze:

  1. jedno słowo to łał . ! ;* Nate żyje jak ja się cieszę i ,że udało się go odbić . <3 fajnie by było gdyby był szczęśliwy z Clarie . :D czekam na kolejny rozdział . xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a i co najważniejsze to dziękuję nie spodziewałam się tego ; *

      Usuń
  2. Aaaaaaa!!! Nate żyje! Świetny rozdział! Mój zacny pomysł :D Hańba Ci! Zarąbałaś mi dwie piosenki! To ja je znalazłam! I'm Alive i Stay with Me! Chciałam je dodać do siebie, no ale przecież i tak to zrobię.
    Weny :D

    OdpowiedzUsuń