sobota, 7 lipca 2012

Rozdział 18.

Praw­dzi­wa miłość zaczy­na się tam, gdzie nicze­go już w za­mian nie oczekuje. 
                                                               muzyka.
Zmęczeni dotarliśmy do jaskini  gdzie w końcu mogliśmy odpocząć i oderwać się od otaczającego nas świata. 
- W porządku?- zapytałam, na co Nate tylko pokiwał głową. Nie do końca byłam pewna czy aby na pewno tak było, oddech miał płytki, a po skroniach spływały mu kropelki potu. Westchnęłam cicho i usiadłam obok niego. Siedzieliśmy w milczeniu, dopiero po chwili odezwał się Nate.
- Clarie ... nie chcę by oni ginęli przez to ...przeze mnie.
- Ale Nate, oni pisząc się na to wiedzieli czym to grozi.- odparłam pocieszającym tonem. Chłopak tylko uśmiechnął się blado i złapał mnie za rękę.
- Cieszę się, że jesteś. - dodał przybliżając swoje usta do moich warg. Po chwili nasze usta połączyły się w czułym pocałunku. - Kocham Cię.- wyszeptał mi do ucha.
- Ja ciebie też.- wymruczałam cicho. 
Czekaliśmy pół godziny, może godzinę i dopiero wtedy odważyliśmy się wyjść z ukrycia. Kiedy dotarliśmy pod Pałac Sprawiedliwości wszystko już ucichło, poduszkowiec prezydenta już zniknął, a po jego żołnierzach nie było śladu, poza paroma plamami krwi na chodniku.
- W porządku, jesteście cali? - podszedł do nas zmartwiony Finnick.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku.- posłałam mu pokrzepiający uśmiech. Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem i przetarł ręką czoło.
- Coś się stało?- zapytałam przyglądając mu się podejrzliwie. 
- Dwóch poważnie rannych strażników pokoju z Dwunastki i totalnie spity Haymitch. - mruknął. Nagle na plac wbiegła kobieta, w której rozpoznałam matkę Nate'a. Biegła w naszą stronę, a po jej policzkach spływały łzy... łzy szczęścia. 
- Nate, skarbie, ty żyjesz! - wykrzyknęła radośnie i przytuliła syna. Uśmiechnęłam się lekko. Dopiero teraz zorientowałam się, że na placu zebrała się już całkiem pokaźna grupka ludzi. Pani Crustrone zaczęła dziękować Finnickowi za wszystko co zrobił by ratować jej syna. Nate złapał mnie za rękę i ścisnął ja. 
- Później się spotkamy.- szepnął i puścił mi oczko.- Mamo, może lepiej już pójdziemy?
- Tak, tak, jeszcze raz dziękuję panu. - to powiedziawszy odeszła razem z synem. Byli szczęśliwi jak nigdy... oboje. 
- Przedziwna kobieta.- westchnął Finnick.
- On się po prostu cieszy.- odparłam cicho. - Annie też się cieszy, że wróciłeś.- mruknęłam kiedy ujrzałam idącą w naszą stronę Annie z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Westchnęłam cicho i ruszyła do swojego domu w Wiosce Zwycięzców. 
Szłam spokojnym krokiem po brukowanej uliczce mijając najróżniejsze witryny sklepowe, domy bogatszych ludzi, przeszłam obok sklepu moich rodziców, ale nie zajrzałam tam, ostatnimi czasy rodzice bardzo często się kłócili, nigdy nie wiedziałam dlaczego, nigdy nic mi nie mówili, zawsze starali się zachowywać normalnie w moim towarzystwie. Miałam już dość tego udawania, że wszystko jest w porządku, w końcu wykrzyczałam im prosto w twarz co sądzę o tym wszystkim i oznajmiłam, że odchodzę. Samotność działała na mnie kojąco, zatapiałam się wtedy w marzeniach i planach na przyszłość. Często myślałam wtedy o Nate'cie i o tym co dla mnie zrobił wtedy, na arenie. Chronił mnie za wszelką cenę, on chciał, żebym to ja wygrała, ale nie tylko on, organizatorzy też i nadal nie wiem dlaczego. 
***        muzyka 2.
Doszłam do domu, otworzyłam drzwi i znalazłam się w beżowym przedpokoju z mnóstwem obrazów na ścianach, nie wiedzieć czemu bardzo lubiłam takie obrazy. Często przedstawiały one życie w innych dyskrytach, albo po prostu naturę. Kiedy na nie patrzyłam odpływałam w miejsce wykreowane w mojej wyobraźni, tam, gdzie nie ma Igrzysk, tam, gdzie nikt nie głoduje, gdzie wszyscy są szczęśliwi, gdzie marzenia, nawet te stosunkowo nie do spełnienia, spełniają się, tam, gdzie nie ma podziału na dyskryty, gdzie nie rządzi, żaden rąbnięty Snow. 
Zdjąwszy buty weszłam do salonu. Stanęłam na miękkim dywanie i uważnie przyjrzałam się pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Ściany były  pomalowane na brzoskwiniowy kolor, na nich wisiało kilka półek z książkami, głównie jakimiś ckliwymi romansami. Pod jedną ze ścian znajdowała się obszerna, beżowa kanapa, przed którą stał mały szklany stolik. Na przeciwległej ścianie wisiał duży, plazmowy telewizor, a kawałek dalej stał duży kominek. Wschodnia ściana była całkowicie oszklona, były tam też szklane drzwi, którymi przechodziło się do pięknego ogrodu z milionem kolorowych kwiatów od czerwonych róż przez konwalie do kolorowych bzów. Trawa była soczyście zielona i aż prosiła się by na niej usiąść i się odprężyć. Tak też zrobiłam, otworzyłam szklane drzwi i wyszłam do ogrodu. Trawa delikatnie łaskotała moje bose stopy, a wiosenny wietrzyk rozwiewał włosy. To już prawie rok, pomyślałam. Prawie rok od czasu kiedy zostałam wylosowana, teraz będę mentorem, będę patrzeć jak niewinni umierają. Zazwyczaj kiedy w telewizji puszczali emisję z Igrzysk zaszywałam się w lesie lub na plaży by nie patrzeć na to co dzieje się na arenie. Wiem, że to nielegalne i gdyby Strażnicy Pokoju mnie przyłapali słono bym za to zapłaciła i tu wcale nie chodzi o pieniądze, ale o życie. Usiadłam na trawie i uniosłam głowę w górę. Słońce raziło w oczy, a białe, puchowe chmury mknęły po nieboskłonie. Wygodniej ułożyłam się na zielonej trawie i przypatrywałam się białym puchom płynącym po niebie. Wiatr rozsiewał wokół woń kwiatów i delikatnie łaskotał moją twarz. 
Zawsze kiedy siedziałam w ogrodzie traciłam rachubę czasu, ten dzień nie był wyjątkiem, pomału zaczęło się robić coraz chłodniej, niebo zaczęło przybierać pomarańczowy kolor, a słońce leniwie chowało się za horyzontem. Wstałam, otrzepałam spodnie i weszłam do domu. Przeszłam przez salon i ponownie znalazłam się w przedpokoju, po prawo były drzwi prowadzące do kuchni, a po lewo drewniane schody. Energicznym krokiem udałam się po schodach na pierwsze piętro gdzie znajdowały się dwie bogato urządzone sypialnie oraz pokój z biurkiem, kilkoma fotelami i mnóstwem książek. Bez namysłu udałam się do sypialni, którą osobiście zajmowałam. Weszłam do pomieszczenia o niebieskich ścianach. Pod oknem stało duże, dwuosobowe łóżko nakryte błękitną pościelą. Po prawo od łóżka znajdowała się duża toaletka z lustrem i mnóstwem kosmetyków, obok znajdowały się drzwi prowadzące do łazienki. Na szafce nocnej stało kilka rodzinnych zdjęć. Między łóżkiem a toaletką znajdowała się duża drewniana szafa, a po lewo od łózka była mniejsza komoda. Podłogę pokrywał duży, puchaty, granatowy dywan. Podeszłam do komody i wyjęłam z niej piżamy, następnie udałam się do łazienki. Tutaj ściany i podłogi pokryte były białymi kafelkami, te na ścianach miały niebieskie wzorki układające się w tak zwane esy- floresy. Naprzeciwko drzwi stał prysznic, a pod lewą ścianą znajdowała się duża, biała wanna, a po prawo był zlew i toaleta. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się. Po wykonaniu tych czynności zeszłam na dół, do kuchni. W tym pomieszczeniu szafki wykonane były z mahoniu, a pod ścianą stał niewielki stół z trzema krzesełkami. Podeszłam do czajnika i nalałam do niego wody po czym postawiłam na gazie. Z szafki wyciągnęłam szklankę i wrzuciłam do niej torebkę z herbatą. Siedząc na jednym z krzesełek czekałam aż czajnik oznajmi, że woda już się zagotowała. Po kilku minutach tek też się stało. Nalałam wody do szklanki i wziąwszy ją poszłam do salonu gdzie usiadłam na kanapie. Odstawiłam szklankę na stolik i sięgnęłam po jeden z albumów ze zdjęciami stojących na jednej z półek. Często lubiłam przesiadywać wieczorami na kanapie pijąc ciepłą herbatę i oglądając rodzinne zdjęcia. Tym razem jednak coś przeszkodziło mi w owej czynności, a mianowicie dzwonek do drzwi. Westchnęłam cicho i wstałam z kanapy. Otworzyłam drzwi, a w moją twarz uderzył powiew zimnego powietrza, zadrżałam i spojrzałam na osobę stojącą tuż przede mną.
- Nate.- mimowolnie się uśmiechnęłam.- Wejdź.
Chłopak bez słowa wszedł do środka.
- Zdejmij buty i wejdź do salonu, a ja zaparzę ci gorącej herbaty. Przemarzłeś.- powiedziawszy to zniknęłam za drzwiami kuchni. Nalałam wody do czajnika i postawiłam go na gazie. Czekając na wodę wyjęłam kolejną szklankę i wrzuciłam do niej torebkę z herbatą. Po chwili herbata była już gotowa. Zaniosłam ją do salonu gdzie czekał Nate. Brunet siedział na kanapie przeglądając zdjęcia w albumie.  Postawiłam szklankę na szklanym stoliku i usadowiłam się na kanapie. Nate wziąwszy szklankę mrukną ciche "dzięki". 
- Kto to? - zapytał, kiedy już odstawił szklankę na stolik, wskazując na jedno ze zdjęć. W tym samym momencie przez moją głowę przeleciało mnóstwo wspomnień. 
- To ... to moja starsza siostra, Melody. Zginęła na arenie mając zaledwie trzynaście lat. - wyjaśniałam, a w oczach poczułam piekące łzy. Wspomnienie Melody było dla mnie bardzo bolesne. Byłyśmy bardzo zżyte. Widziałam w telewizji jak zabija ją trybut z Dwójki, choć wytrzymała stosunkowo długo to nie miała szans na wygranie, zawodowcy byli zbyt doświadczeni. Zacisnęłam ręce w pięści powstrzymując cisnące się do oczu łzy. 
- Przepraszam.- wyszeptał Nate i przytulił mnie. 
- Nie szkodzi.- mruknęłam cicho kiedy wspomnienia uleciały z mojej głowy. Jednak Nate wciąż mnie obejmował, nie powiem, żeby mi to przeszkadzało, ba, mi to się nawet całkiem podobało. 
- Całkiem ładnie mieszkają zwycięzcy.- powiedział brunet rozglądając się po pokoju. 
- Jakby nie patrzeć ty też jesteś zwycięzcą.- mruknęłam. 
- Nie do końca, miałem być raczej karą i to dla ciebie. - spojrzałam na niego zaciekawiona, a on ciągnął dalej - Snow chciał sprowadzić cię do Kapitolu, a tam miałaś patrzeć jak umieram.
Momentalnie poderwałam się z miejsca. 
- A..ale jak to?!
- Spokojnie, Clarie. Jestem tu i nie zamierzam się nigdzie ruszać.
Po tych słowach byłam już nieco spokojniejsza, ale jak prezydent Snow mógł chcieć czegoś takiego?! Mimowolnie przeniosłam wzrok z Nate'a na oszkloną ścianę. Na dworze szalała burza. To tak jakby pogoda odczytywała moje uczucia, wewnątrz odczuwałam istny chaos, najpierw wspomnienie Melody, teraz prezydent Snow. Czułam jak błogi nastrój sprzed godziny wyparował. Skuliłam się na kanapie i tępym wzrokiem wpatrywałam się w fotografie stojące na kominku. Czemu wystarczy jedno lub dwa złe wspomnienia, a aja już zamykam się na świat, na to wszystko?! Poczułam jak Nate położył mi rękę na ramieniu. Spojrzałam na niego,a jego o czy wyrażały skruchę, a  z ust popłynęło kolejne już tego dnia "przepraszam". Uśmiechnęłam się delikatnie i złapałam go za dłoń, sama nie wiem dlaczego , po prostu. Na dworze zrobiło się już całkowicie ciemno,a burza nie ustawała. 
- Uch, przeklęta burza, powinienem się już zbierać, zanim będzie jeszcze gorzej.- powiedział i już miał wstawać, ale złapałam go za rękę.
- Zostań ... ze mną. - wyszeptałam. Nate popatrzył na mnie zdziwiony, ale w ostateczności z powrotem usiadł. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i poczułam jak morzy mnie sen. Próbowałam walczyć z opadającymi powiekami, ale to było na nic ostatecznie senność wygrała i zasnęłam w ramionach Nate'a. 
*** muzyka 3. 
Nate spał tak spokojnie, że aż żal było mi go budzić. Więc przykryłam go tylko kocem i poszłam do kuchni. Tam nalałam sobie do szklanki soku pomarańczowego  i podeszłam do okna. Rękoma oparłam się o parapet i wpatrywałam się w idealnie przystrzyżoną trawę, co nawiasem mówiąc było dziełem pana Dalvisha, mężczyzny po czterdziestce, który zna się co nie co na roślinach i potrzebował trochę pieniędzy. Kiedy zaproponowałam mu współpracę bez chwili wahania się zgodził. Usłyszałam czyjeś kroki kierujące się w moja stronę. Machinalnie sie odwróciłam i ujrzałam przed sobą szeroko uśmiechniętego Nate'a. 
- Która godzina?- zapytał spoglądając mi w oczy. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie.
- 10.23.- odparłam. Pokiwał głową i objął mnie w pasie po czym oparł swoje czoło o moje, już miał mnie pocałować kiedy przerwał nam dzwonek do drzwi. Wywróciłam oczami i zgrabnie wyślizgnęłam się z jego objęć. Szybko znalazłam się tuż przed drzwiami, które natychmiast otworzyłam. Przede mną stała matka Nate'a. Kobieta zmierzyła mnie surowym spojrzeniem. 
- Jet może u ciebie Nathaniel? - zapytała próbując zajrzeć do środka.
- Owszem. - mruknęłam po czym oparłam prawa rękę o framugę drzwi tym samym zagradzając jej dostęp do mojego mieszkania. Mierzyłyśmy się wzrokiem przez dłuższą chwilę dopóki Nate nie ustał za mną. 
- Och, Nathanielu, tutaj jesteś. Wszędzie cię szukałam! - wykrzyknęła matka bruneta posyłając mi wściekłe spojrzenia. Finnick miał rację, przedziwna kobieta. 
- No to chyba czas na mnie.- odezwał się po chwili brunet. - Spotkamy się później? 
- Jasne.- odparłam szybko, może troszkę za szybko. 
________________________________________
No i jest, cóż musieliście troszkę poczekać, al tak bywa. Razem z końcem szkoły minęła mi wena -.- co jak co, ale szkoła i nudne lekcje dawały mi zawsze natchnienie. Cóż nie ubłagalnie zbliżamy się do końca ... 
Pozdrawiam i udanych wakacji wam życzę, następny rozdział pojawi się wkrótce. : 3 

2 komentarze:

  1. Super! Jaką nasz Nathaniel ma przewrażliwioną rodzicielkę :D No, ale cóż :D Zajebisty rozdział i z niecierpliwością czekam na następny :D
    Fajna muzyczka :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział . Nareszcie chcociaż Nataniel jest spooko :D . Czekam na następny rozdział z niecierpliwością ♥

    OdpowiedzUsuń