niedziela, 22 lipca 2012

Rozdział 19.

Miłość zaczy­na się wte­dy, kiedy szczęście dru­giej oso­by sta­je się ważniej­sze niż twoje. 

 Nienawidzę tego czasu, kiedy dni mijają tak szybko, a teraz tym bardziej zaczęłam owego czasu nienawidzić, albowiem im szybciej czas leciał tym bliżej dożynek. Odkąd tylko usłyszałam dźwięk fanfar na arenie zaczęłam bać się chwili kiedy będę musiała tam wrócić, jako mentor dwójki niewinnych osób.
 Tamtej nocy za nic nie mogłam zasnąć. Bezcelowo rzucałam się po łóżku, a nie raz zapadałam w nieopisany letarg po prostu wpatrując się w idealnie biały sufit.
 Ten dom był dla mnie zbyt idealny, tęskniłam za starymi, wysłużonymi, nieco skrzypiącymi, drewnianymi schodami, nieco pożółkłymi sufitami, wielkim nieporządkiem panującym w sklepowym magazynie, czy nawet za głośno brzęczącą lodówką.
 Zwlokłam się z łóżka i zeszłam po schodach na dół. Tam skierowałam swoje kroki do kuchni, gdzie nalałam sobie do szklanki do soku i poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie podkurczając nogi pod brodę. Przez dłuższy czas beznamiętnie wpatrywałam się w szklankę z sokiem próbując poukładać huczące w głowie myśli. Jedyna pocieszającą myślą było to, że Nate został uznany za zwycięzcę przez co mógł towarzyszyć mi w Kapitolu. Jednak wciąż obawiałam się reakcji prezydenta Snowa, na to, że Nate będzie tam ze mną, a co jeśli będzie chciał się go pozbyć, albo nas oboje, w końcu ja też uczestniczyłam w akcji ratowania mojego ukochanego. Upiłam spory łyk soku i podeszłam do szklanych drzwi. Otworzyłam je, a w twarz uderzył mnie zimny podmuch powietrza.Wzdrygnęłam się lekko, ale mimo to hardo ruszyłam przed siebie stanowczo stawiając bose stopy na zimnej trawie. Po upływie kilku sekund na mojej skórze pojawiła się gęsia skóra, i powodem jej pojawienia się wcale nie było zimno, ale strach przed tym co mnie czeka następnego dnia, chociaż nie, ten dzień już nadszedł bo było dobre dwie godziny po północy.  Przejechałam ręką po zielonym żywopłocie odgradzającym moja posiadłość od innych domków. Wzięłam głęboki wdech, a moje nozdrza wypełniło chłodne powietrze. Mimo wszystko poczułam morzącą senność, więc szybkim krokiem udałam się z powrotem do domu.
 Kiedy zalazłam się w swoim łóżku momentalnie zasnęłam, czyli świeże powietrze było tym czego potrzebowałam, przebiegło mi przez myśl, a potem oddałam się w objęcia Morfeusza
Budzik dzwonił i raczej nie miał zamiaru przestać. Jęknęłam i zwlokłam się z łóżka przy okazji wyłączając ten przeklęty budzik. Podeszłam do toaletki by przejrzeć się w lustrze. Byłam blada, a pod oczami miałam sińce. Ponownie jęknęłam i podeszłam do szafy po czym wyciągnęłam z niej czerwoną sukienkę na ramiączka. Powolnym krokiem udałam się do łazienki, gdzie odświeżyłam się i przebrałam. Po wykonaniu tych czynności zeszłam do kuchni, gdzie zjadłam śniadanie.
Kiedy byłam już w pełni gotowa do rozpoczęcia dożynek pozostała mi jeszcze godzina. Snułam się po domu w te i z powrotem. Nigdzie nie mogłam znaleźć sobie miejsca, byłam zestresowana. Jeśli Finnick czuł się tak przed każdymi dożynkami to mu szczerze współczułam. Minuty dłużyły się niemiłosiernie, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, miliony myśli zaprzątało moją głowę.
  Minęła godzina. Spokojnym krokiem przemierzałam uliczki Czwartego Dyskrytu, mimo spokojnego chodu była kłębkiem nerwów. Bałam się kto tym razem zginie na arenie, ale jeszcze bardziej bałam się prezydenta Snowa, jak zareaguje, co zrobi widząc Nate'a razem ze mną. Nie powinnam go tak narażać, głupia ja! Nim się obejrzałam byłam już na placu przed Pałacem Sprawiedliwości. Wszystko było już gotowe. Scena, wielkie ekrany, mównica na scenie i siedem beżowych foteli usawionych obok siebie, jeden dla burmistrza Andrvseego, drugi dla Jacksona Steva, trzeci dla Mags, czwarty dla Finnicka, piąty dla Annie, szósty i siódmy dla mnie i Nate'a. Nagle poczułam, że ktoś złapał mnie za rękę. Natychmiast się odwróciłam i ujrzałam przed sobą Nate'a.. Uśmiechał się lekko, ale w jego oczach ujrzałam iskierkę niepewności. Po chwili niepewności podszedł do nas Finnick. Widziałam, że w kącikach jego ust czaił się uśmiech, no tak, mentorowanie ma już za sobą, pomyślałam.
- Za chwilę zaczynamy.- powiedział niby obojętnym tonem.
Weszliśmy na scenę i zasiedliśmy w fotelach, wszyscy już siedzieli na swoich miejscach. Jackson powitał nas kiwnięciem głowy, a burmistrz posłał mi serdeczny uśmiech. Starałam się ukryć targające mną emocje pod maską obojętności. Zacisnęłam palce na oparciu fotela i starałam się nie myśleć o tym wszystkim.
Burmistrz zaczął swoja przemowę, później został pokazany film ukazujący rebelię i bunt sprzed siedemdziesięciu trzech lat. Następnie do mównicy podszedł Jackson w swoim turkusowym garniturze.
- Witam, witam, witam.Mam nadzieję, że jesteście równie podekscytowani co ja.- odchrząknął i kontynuował.- Czas na wybór trybutów.
Podszedł do szklanych kul i wyjął po jednej karteczce z każdej z nich. Ponownie podszedł do mównicy i z szerokim uśmiechem oznajmił:
- Tegoroczną tybutką zostanie ... Kimberly Dobrev.
Kim zrobiła się blada, czułam, że i mi krew odpływa z twarzy, to że się już nie przyjaźniłyśmy nie oznaczało tego, że chciałam by trafiła na arenę.
 Mimo wszystko Kim dumnym krokiem ruszyła przed siebie patrząc na wszystkich z wyższością.Niestety jej dobry występ popsuły schodki prowadzące na scenę, o które się potknęła. Kilka osób zachichotało, a Kim posłała im groźne spojrzenie. Przez chwilę jej wzrok zatrzymał się na mnie, jednak po chwili odwróciła się i stanęła twarzą do "publiczności".
 Wzrokiem odszukałam Ethana. Kiedy go znalazłam zobaczyłam, że był blady jak ściana. No tak, Kim.
Kiedy tłum w miarę się uspokoił Jackson rozwinął drugą karteczkę i przeczytał:
- Trybutem reprezentującym Czwarty Dyskryt będzie ... Ethan Mayer!
Ethan zbladł jeszcze bardziej, ale powolnym krokiem ruszył w  stronę sceny. Kiedy już się tam znalazł spojrzał znacząco na Kim, później na mnie i złapał swoją dziewczynę za rękę. Przełknęłam głośno ślinę, nie dość że miałam mentorować, to jeszcze oni. To Snow, pomyślałam, więc tak chciał mnie złamać.
Jackson zajął swoje miejsce, a do mównicy podszedł burmistrz Andervsee, odczytał ten cały Traktat o Zdradzie, później trybuci uścisnęli sobie dłonie i zostali zaprowadzeni przed Strażników Pokoju do Pałacu Sprawiedliwości.
Po chwili podbiegła do mnie mała Lily- siostra Ethana. Widziałam jej drobną twarzyczkę całą we łzach.
- Clarie!- zawołała i znalazła się obok mnie. Ponownie usiadłam w bezowym fotelu sadzając ją na kolanach.
- Clarie, nie pozwól Ethanowi zginąć, dobrze?- popatrzyła na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami, w których szkliły się łzy i czaiła się tam iskierka nadziei.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy.- powiedziałam siląc się na pocieszający ton. - A teraz, gdzie jest twoja mama?
- Z Ethanem.- odpowiedziała natychmiast dziewczynka. Pokiwałam głową ze zrozumieniem i postawiłam Lily na ziemi po czym wstałam.
- Zaprowadzę cię do niej.
Lily złapała mnie za rękę i razem udałyśmy się do Pałacu Sprawiedliwości. Przeszłyśmy przez długi korytarz i zalazłyśmy się przed drzwiami pilnowanymi przez Strażników.Wytłumaczyłam im szybko co chodzi po czym oni pokiwali głowami i pozwolili mi zaprowadzić Lily do pokoju, w którym znajdował się Ethan. Natalie podziękowała, a drzwi ponownie się zamknęły.
* * *
 Siedzieliśmy w wagonie z jadalnią, jedząc najróżniejsze przysmaki prosto z Kapitolu. W powietrzu dało się wyczuć napięcie, które próbował złagodzić Jackson.
- To jak samopoczucie?
- Kiepsko.- mruknął Ethan.
- Jak mamy się czuć skoro wiemy, że za kilka dni wylądujemy na arenie?!- warknęła Kim.
- Spokojnie.- próbował ją uspokoić Nate. Kim mruknęła coś pod nosem i wstała z miejsca. Ethan złapał ją za rękę.
- Kim, poczekaj, prawie nic nie zjadłaś.
- Nie jestem głodna.
Wyszła trzaskając głośno drzwiami. Ethan westchnął głośno i potarł ręką czoło. To były jego ostatnie dożynki i akurat teraz musiał zostać wybrany, ironia losu. Po chwili i on wyszedł zostawiając prawie pełen talerz z jedzeniem.
Razem z Nate'm wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia i wstaliśmy od stołu. Przez to wszystko straciłam apetyt.
Przeszłam przez korytarz do swojego pokoju. Nic tu się nie zmieniło, pomyślałam i weszłam do pokoju.
* * *
  Czekaliśmy w białym korytarzu aż Chris i Mariela przygotują Kim i Etahna na paradę trybutów. Chodziłam w tą i z powrotem.
- To zawsze ta długo trwa?- jęknęłam patrząc na Jacksona.
- Zazwyczaj.- mruknął.
Po prawie dwóch godzinach wyszli na korytarz ubrani w ubrania z czegoś przypominającego muszelki, mało brakowało a parsknęłabym śmiechem. O dziwo udało mi się powstrzymać śmiech i ruszyliśmy do windy, która zawiozła nas na sam dół.
Tam od razu stanęliśmy przy rydwanie z numerem cztery. Uważnie przyglądałam się trybutom z Jedynki i Dwójki, typowi zawodowcy, to była jedyna myśl jaka przyszła mi do głowy kiedy na nich patrzyłam. Po chwili rydwany ruszyły więc razem z Jacksonem i Nate'm odsunęliśmy się kawałek dalej.
* * *
  Parada trybutów wyszła nieźle, choć Kim i Ethan nie wzbudzili największego zainteresowania, trening też poszedł im całkiem sprawnie, Kim dostała szóstkę, a Ethan siódemkę. Dzisiaj miały się odbyć wywiady. Z przygotowaniem ich wizerunku nie miałam najmniejszego problemu, przecież tak dobrze ich znałam, mieli postawić na szczerość, a jeśli to nie wypali jest plan B , czyli "udawanie" wielce zakochanych, ale to już w ostateczności.
  Jacksonowi też poszło całkiem dobrze, Kim nie był tak oporna na chodzenie w szpilkach jak ja.
Wieczorem razem z Nate'em, Jacksonem, Chrisem i Marielą zasiedliśmy w pierwszym rzędzie tuż przed sceną. Chwilę później na scenę wkroczył Caesar Flickerman, a ubrany był całkowicie na srebrny kolor, nawet jego włosy i brwi miały taki kolor. Chwilę po nim na scenę, gęsiego wkroczyli trybuci.  Ethan i Kim prezentowali się całkiem, całkiem. Blondynka ubrana była w miętową sukienkę bez ramiączek, czarne buty na wysokim obcasie, a w luźno opadające na prawe ramię włosy wpiętą miała czarną różę, sztuczną rzecz jasna, zaś Ethan ubrany był w czarną koszulę i najzwyczajniej w świecie ciemne jeansy.
   Trybuci z  Jedynki i Dwójki przechwalali się, że są świetnie przygotowani i to na pewno oni wygrają.
Kiedy nadeszła pora na Ethana ten spiął się, ale jakoś dotarł na miejsce tuż obok Caesara. Bał się, widziałam to w jego oczach. Mimowolnie spojrzałam na Kim, też była spięta i z uwagą wpatrywała się w swojego chłopaka. Ethan przez prawie cały wywiad uśmiechał się i starał się być miły, jednak kiedy z ust Caesara padło pytanie o jego dziewczynę, pobladł natychmiastowo i tylko pokiwał głową.
- To musisz się postarać,żeby do niej wrócić.
- To nie takie proste. - mruknął Ethan.
- Taak, a to dlaczego?
- Bo ... bo ona jest tu ze mną.
- Och, to komplikuje sprawy.
 Dzwoneczek zadzwonił, Ethan wstał, Kim wstała, minęli się muskając delikatnie swoje dłonie, może dla niektórych ten gest pozostał niezauważony, ale ja wiedziałam, że dzięki temu dodają sobie otuchy. Kim grzecznie odpowiadała na każde pytanie Caesara, jednak ni dodawała nic od siebie, jej wypowiedzi były zwięzłe, krótkie i na temat. To nie było podobne do radosnej Kim, którą tak dobrze znałam, ale przecież Igrzyska zmieniają ludzi.
* * *
 Ostatnie pożegnania, od wyjścia na arenę dzieliła ich zaledwie godzina, a dla kogoś w podobnej sytuacji to przecież tak mało.
 Siedzieliśmy w obszernym salonie w zupełnej ciszy. Nikt z nas nie wiedział co powiedzieć. Nate obejmował mnie ramieniem, a Ethan trzymał Kim za dłoń. Jackson przyglądał się nam, on też nie wiedział co powiedzieć.  Poczułam zbierające się pod powiekami łzy, nawet jeśli już się nie przyjaźniliśmy tak jak kiedyś, to nie chciałam ich stracić. Dobrze mi się żyło ze świadomością,że oni są gdzieś blisko, szczęśliwi, razem. Nawet kiedy przeżywałam ten okres kiedy dowiedziałam się, że Nate jednak żyje to wiadomość, że oni są szczęśliwi dawała mi choć namiastkę szczęścia. Przetarłam szybko oczy i spojrzałam na moich byłych przyjaciół.
-To, znaleźliście sobie jakiś sojuszników?- zapytał Nate przerywając te okropną ciszę.
- Nie.- odpowiedział szybko Ethan kręcąc przy tym głową.- Kilku proponowało nam sojusz, ale wystarczy nam to, że jesteśmy razem. W tym roku zawodowcy nie chcieli w swoich szeregach kogoś nie doświadczonego.- oznajmił, a ostatnie zdanie wypowiedział znacząco patrząc na mnie. Kim skarciła go wzrokiem i rzuciła mi przepraszające spojrzenie. Pokiwałam głową ze zrozumieniem i z moich ust popłynął potok słów.
- Wiesz... ja też nie jestem do końca dumna z tego, że dołączyłam do zawodowców,bo przez to odsunęłam od siebie tak ważną dla mnie osobę, choć jeszcze wtedy nie wiedziałam ile będzie dla mnie znaczył - tu znacząco spojrzałam na Nate'a.- Ale, szczerze mówiąc to tylko dzięki temu, dzięki temu, że dołączyłam do zawodowców udało mi się wygrać i jestem teraz tutaj, a nie trzy metry pod ziemią. Nie zawsze dokonujemy właściwych wyborów, ale to dzięki błędom jesteśmy tym kim jesteśmy.
Zapanowało długie milczenie. Wszyscy siedzieliśmy wpatrując się w idealnie biały dywan. Cisza, to było coś czego wszyscy teraz potrzebowaliśmy, mimo wszystko. Cisza w tej chwili była moim sprzymierzeńcem, nie wiedziałam o czym inni myślą i wolałam się nie dowiadywać, to wszystko już dawno mnie przerosło, nie potrzebowałam teraz żadnych słów, cisza była teraz moim sprzymierzeńcem.
 Chris i Mariela przyszli zaledwie piętnaście minut przed czasem. Zabrali ze sobą Kim i Ethana na dach gdzie czekał na nich poduszkowiec.
- Clarie, chcę ci podziękować za to co dla nas zrobiłaś, choć wiem jakie miałaś przy tym ograniczenia. - powiedziała Kim i przytuliła mnie.
- Postaram się jeszcze znaleźć wam sponsorów. - powiedziałam i puściłam jej oczko. Widziałam ile wysiłku włożyła w to by się uśmiechnąć.
* * *
 Cholerna minuta. Tyle musieli czekać by później móc ruszyć w bój. W tym roku organizatorzy się postarali. Za arenę służył wielki czterdziesto-piętrowy wieżowiec, Róg Obfitości, wokół którego ustawione były metalowe płyty na których stali trybuci, znajdował się w wielkiej sali balowej. Ten budynek kiedyś służył ludziom, ale kiedy właściciele zbankrutowali i wieżowiec miał ulec zniszczeniu więc zrobiono z niego kolejną chorą arenę.
 Siedziałam w jednej z kawiarni gdzie zwykle przesiadywali mentorzy i sponsorzy. Wiedziałam, że wszyscy  się tutaj dość dobrze znali.
 Po upływie minuty kiedy trybuci wystartowali przysiadł się do mnie Haymitch Abernatchy, mentor z Dwunastego Dyskrytu. Nieodłącznym elementem jego życia była butelka whiskey w dłoni. Uśmiechał się do mnie serdecznie, ale nic nie mówił, jakby wiedział, że nie chcę z nikim rozmawiać. Z uwagą wpatrywałam się w wielki ekran telewizora obserwując Ethana i Kim. Jak na razie radzili sobie całkiem nieźle, nawet udało im się zdobyć dwa plecaki z jedzeniem i wyposażeniem oraz trochę broni po czym umknęli niezauważeni . Wtedy kamery przestały ich śledzić.
 W tamtej chwili  najbardziej żałowałam, że Nate musiał zostać w hotelu, potrzebowałam go jak nikogo innego.
Haymitch spojrzał na mnie po czym stuknął w ramię. Popatrzyłam na niego zdziwiona unosząc brwi do góry.
- Widzisz tego gościa?- spytał wskazując palcem na przysadzistego mężczyznę po pięćdziesiątce.                   Pokiwałam głową.- To jeden z najbogatszych sponsorów, a z tego co się dowiedziałem zainteresował się twoją zakochaną parą. Więc kiedy będą mieli kłopoty na pewno do ciebie przyjdzie, ale dzisiaj nie masz co liczyć na sponsorów, rzadko kiedy rozdają prezenty pierwszego dnia.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem, czyli jeden sponsor jest już pewny. Trzeba czekać na innych, nie ma co się narzucać- tak powtarzał mi Finnick.
 Kiedy zaczęło się ściemniać wróciłam do Ośrodka Szkoleniowego gdzie mieszkaliśmy.
* * *
Minęły trzy dni od rozpoczęcia Igrzysk. Ethan i Kim w walce stracili plecak z jedzeniem więc co rano, dzięki  sponsorowi podsyłałam im świeże bułki i coś do tego. Radzili sobie całkiem nieźle, codziennie zmieniali swoją kryjówkę przemieszczając się z pokoju do pokoju.
Richard Williamson, tak nazywał się sponsor, który pomagał Kim i Ethanowi, okazał się być przemiłym człowiekiem. Z tego co się dowiedziałam mieszkał kiedyś w Czwartym Dyskrycie, jednak kiedy miał zaledwie pięć lat jego rodzina postanowiła przenieść się do Kapitolu.
 Z czasem sponsorów zrobiło sie kilku, każdy chciał pomóc nieszczęśliwie zakochanym, a zawodowcy wciąż na nich polowali. Wtedy przypomniałam sobie jak walczyłam z Drake'iem i to jak widziałam jak Nate umiera i moment kiedy zrozumiałam ile dla mnie znaczy.
 Ale sielanka się skończyła, mimo wszelkich starań sponsorów Ehana i Kim nie dało się uratować. Kiedy któregoś z kolei ranka przemieszczali się do innego pokoju napotkali na swojej drodze zawodowców. Ethan za wszelka cenę chciał chronić Kim i zapłacił za to najwyższą cenę. Trybut z Jedynki przebił mieczem jego klatkę piersiową trafiając wprost w serce. Kim upadła na kolana tuż obok niego i przesala się bronić. Po policzkach spływały jej łzy co dla zawodowców było jeszcze większą atrakcją. Sprawiała wrażenie jakby nie czuła bólu kiedy maleńkie ostrza wbijały się w jej ciało. Leżała tylko zanosząc się szlochem.
 Zrobiło mi się ich tak żal, że aż sama się popłakałam. Haymitch natychmiast przybył mi z pomocą cierpliwie podając mi chusteczki. Czułam się tak cholernie bezsilna kiedy patrzyłam na ich śmierć, owszem mogłam im wysłać jakąś broń, ale i tak nie mieli szans, przeciwników było dwa razy więcej.
 Od razu po tym zdarzeniu udałam się do hotelu. Nate już na mnie czekał. Na pewno widział to co ja, więc wiedział, że go teraz potrzebuję. Siedzieliśmy wtuleni w siebie na kanapie. Następnego dnia mamy wracać do domu, bo po co mamy dłużej zostawać.
* * *
Pakowałam do walizki ostatnie rzeczy. Weszłam do salonu by pożegnać się z Jacksonem. Kilka chwil później zjawił się Nate, pożegnał się z Jacksonem i oboje ruszyliśmy do wyjścia. Na dole czekał już czarny samochód z przyciemnianymi szybami, który miał zawieźć nas na dworzec.
* * *
Siedzieliśmy w pociągu w wagonie z jadalnią. Siedziałam wpatrując się beznamiętnym wzrokiem w okno, za którym sunął krajobraz. Nate patrzył na mnie z troską wypisaną na twarzy.
- Zjedz coś, od wczoraj nic nie jadłaś.- powiedział wskazując na nietknięte jedzenie na talerzu.
- Nie jestem głodna.- mruknęłam cicho.
* * *
Obudziłam się z krzykiem, w środku nocy, cała zlana potem. Śniły mi się Igrzyska, znów widziałam śmierć Nate'a. Poczułam jak po policzkach cieknął mi łzy.
 Drzwi przedziału otworzyły się z głośnym trzaskiem. Spojrzałam a tamtą stronę, w progu stał Nate, martwił się, martwił się o mnie. Zajął miejsce na łóżku obok mnie po czy,m przytulił mnie bez słowa. Siedzieliśmy tak dopóki się nie uspokoiłam. Kiedy Nate chciał wstać i odejść z moich ust wypłynęło ciche: Zostań ze mną ... na zawsze. Uśmiechnął się tylko lekko i znów mnie przytulił, zasnęłam wtulona w jego ramiona.
__________________________________________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam. Ten rozdział jakoś długo nie mógł do mnie przyjść, a kiedy już zaczynałam pisać wykrzesałam z siebie zaledwie kilka zdań. Mam nadzieję, że rozdział, mimo że nieco krótki, wynagradza wam tyle czasu czekania. Mam teraz cholerne wyrzuty sumienia, że tak długo nic nie dodawałam. Jak widać wena mnie nieco opuściła,ale trzeba jakoś sobie radzić.
Na koniec jeszcze raz przepraszam i obiecuję że następny rozdział pojawi się szybciej : 3

4 komentarze:

  1. Super!!! Kocham twoj blog!!!... Rozumiem, tez czasem nie mam weny... Czekam na nastepny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, super, super! No nareszcie, kolejny rozdział :D Trzymam Cię za słowo, że następny będzie szybciej :3 Trochę szkoda Ethana i Kim, no ale najważniejsze, że Clarie jest szczęśliwa z Nate'm :D
    Życzę weny i czekam na rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie piszesz. Historia wciąga i nie można się od niej oderwać. Czekam na ciąg dalszy. Obserwuje i w wolnej chwili zapraszam do mnie - dopiero zaczynam, ale będzie u mnie bardziej pikantnie:)

    Fantazyjna
    mysli-bez-cenzury.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Co tu Morfeusz robi? A może PJ lub OH.
    Lola

    OdpowiedzUsuń